To już chyba taka moja tradycja, w okolicach wakacji robię sobie przerwę od bloga, która regeneruje moje pokłady energii i pozwala pozałatwiać parę domowych obowiązków. Skoro jednak widzicie ten post, znaczy, że została ona zakończona i wrócę do regularnego pisania. 



Ale co to by był za powrót gdyby, nie zaszły zmiany. Tym razem dotyczą one długości moich włosów. Mimo, że moim celem jest zapuszczenie ich do talii to wiem, że suche i zniszczone końcówki po lecie muszą zostać podcięte, aby uszkodzenia nie pięły się w górę włosów. Aby je dopieścić jeszcze bardziej postanowiłam zafundować im zabieg ProFiber od L'oreal. Efekty przemiany możecie zobaczyć poniżej.
Stan tuż przed wyjściem z domu | Niestety nie miałam możliwości zrobić zdjęcia w lepszej jakości
Na początek nieco o stanie początkowym włosów, dzień wcześniej umyłam włosy i poszłam spać z lekko wilgotnymi i nierozczesanymi. Rano gdy włosy były już suche zawinęłam je w koczek i tak chodziłam parę godzin aż do wizyty u fryzjerki.
Efekt po wizycie u fryzjera
Jak ja lubię włosy tuż po ścięciu - gładkie, dociążone, proste, miękkie i co najważniejsze te ostre końcówki. Tym razem zdecydowałam się na pozbycie się 5 cm włosów, czyli mój przyrost z akcji zapuszczania u Ewy z " Włosy na emigracji ...". 

Zwykle po ścięciu maszynką, miałam delikatnie cieniowane końce, mniej więcej 3 cm aby lepiej się układały, tym razem jednak kazałam zostawić je takie jakie będą tuż po obcięciu maszynką. Jestem ciekawa jak będą się układały i czy tempo niszczenia się końcówek będzie wolniejsze.

Teraz tylko trzeba dalej dbać o włosy i zapuszczać do wymarzonej długości.